Jedyne kary jakie obiły mi się o uszy, oprócz chłosty delikwenta przywiązanego do postawionego pionowo gretingu (zapewne za niesłuchanie admina lub jeżeli się opóźniał w czasie wchodzenia na reje lub schodzenia z nich), było przeciąganie delikwenta pod kilem - z jednej burty na drugą - karę tę można było wykonać kilka razy (za co? zapewne za bluzganie). Kara ta miała swoją odmianę, mianowicie przeciągano delikwenta pod okrętem wzdłuż kadłuba (od dziobu do rufy). To za najcięższe przewinienia. Za lekkie admin daje bana
http://upload.wikimedia.org/wikipedia/c ... lhalen.jpg /Przeciąganie pod kilem lekarza floty admirała Jana van Nes, obraz Lieve Petersza Verschuiera, k. XVII w./
Ilu frajdolarzy przybyło, aby to zobaczyć.
We flotach wojennych Francji, Anglii i Rosji
kary za bluźnierstwo i przekleństwa nie są wcale lżejsze. Niekiedy wystarczy grzywna, kiedy indziej, w przypadku recydywy, skrobało się język winowajcy ostrym nożem, bądź wypalało w nim dziurę. Gdy i te kary nie pomagają, zakładało się skazanemu na szyję drewniany kołnierz i wypala na jego ciele znaki piętnujące. Zwykłe zanurzenie, powtarzane trzy-cztery razy, czekało tego marynarza, który rzucił się z nożem na swego kolegę; tych także, którzy nie utrzymywali w porządku swej broni i pozwalali jej pokryć się rdzą, lub tych, którzy po kryjomu zaglądali do baryłek z winem czy wodą, przeznaczoną dla załogi. Nieco później, kiedy palenie tytoniu rozpowszechniło się wśród wszystkich marynarzy, żeglarzowi, którego złapano na paleniu po zachodzie słońca, groziło również zanurzenie w wodzie. Oczywiście, kary za palenie musiały być bardzo surowe, ponieważ ogień na pokładzie drewnianego okrętu był najstraszniejszym wypadkiem, jaki mógł się zdarzyć.
Na rosyjskich okrętach wojennych nawet za drobne kradzieże skazywało się marynarzy na szczególny rodzaj chłosty, podobny nieco do stosowanego w carskiej armii – „biegu przez kije”. Delikwent musiał przejść między dwoma szeregami marynarzy, którzy bili go końcami smołowanych lin, zaopatrzonych w trzy węzły.
Jeżeli wskutek jakiejś sprzeczki dochodziło między marynarzami do przelewu krwi, wtedy temu, który rozpoczął walkę, przygważdżano rękę do masztu nożem, którym się posługiwał w bijatyce. Musiał tak stać, dopóki sam sobie nie wyciągnął noża z rany, ponieważ przepisy dyscyplinarne wyraźnie zabraniały jego kamratom okazywanie mu pomocy. Jeżeli miał nieszczęście zabić swego przeciwnika, wtedy przywiązywano go do trupa i wraz z nim wyrzucano za burtę.
Inną karą śmierci na pokładzie była szubienica. Na rejach, które spełniały jej funkcję, wisiało czasami po kilkunastu ludzi naraz. Szubienicą karano zarówno bunt jak i tchórzostwo. W ten sam sposób karano oszustwo werbunkowe, polegające na zaciągnięciu się na listę załogi u kilku kapitanów jednocześnie, za co ochotnikowi przypadało wynagrodzenie (w tym wypadku pobierane wielokrotnie). Kiedy coś podobnego wychodziło na jaw, winowajców wieszano bez badania i w ogóle bez wytaczania im procesów.
Ciekawy przepis istniał we francuskiej marynarce, a na który nie natrafiono we flocie angielskiej czy holenderskiej. Specjalny edykt wielkiego kardynała Richelieu groził szubienicą każdemu marynarzowi, który zbyt pośpiesznie ważył się złożyć pisemną skargę na przełożonego oficera z powodu złego traktowania. Nic więc dziwnego, że lądowa ludność wolała się trzymać z dala od własnej marynarki a Francja miała zawsze duże trudności przy werbunku rekrutów dla swej floty.