Witam ponownie,
W drugim podejściu jufersy i wyblinki wyszły równo:
Kolej na gniazdo.
Jak podaje Wolfram zu Mondfeld, w okresie od XIII do XVI wieku, gniazda miały kształt okrągły i były wyposażone w stosunkowo wysoką balustradę ochronną. Podaje następujące przykłady:

- gniazda.jpg (73.11 KiB) Przejrzano 4032 razy
Balustradę zwykle jaskrawo malowano.
Gniazdo z zestawu odpowiada kształtem podanym przykładom. wystarczyło je tylko podmalować:
DREWNO
Na koniec postu jeszcze krótka refleksja na temat podstawowego materiału, z którego statki były budowane. Od czasów prehistorycznych aż do XIX wieku, kadłuby statków były budowane wyłącznie z drewna (nie licząc tratew z trzciny lub bambusa). Drewno szkutnicze musi być dobrej jakości, nie może zawierać sęków, pęknięć czy zagrzybień. Drewno musiało być przez wiele lat sezonowane.
Do budowy statku wielkości SM trzeba było ściąć kilkaset drzew. Według źródeł holenderskich, do budowy kadłuba żaglowca typu "Indiaman" (dł. 40-50m, szer. ok. 10m), zużywano drewno z około 1000 drzew, w tym ok. 500 dębów, a pozostałe to drzewa iglaste. Najbardziej przydatne były dęby w wieku ok. 200 lat. Do rekonstrukcji szwedzkiego żaglowca "Gotheborg" (dł. 58m, szer. 11m) ścięto ok. 1000 dębów (część w Polsce).
Ponadto trzeba brać pod uwagę stosunkowo krótki czas eksploatacji statku drewnianego 15-20 lat. Głównym wrogiem części podwodnej kadłuba był świdrak okrętowy (
toredo navalis), ale także przyrastające glony i skorupiaki. Tak więc po zwodowaniu jednego statku, przystępowano do budowy następnego. W XVII i XVIII wieku, Holendrzy budowali je niemal seryjnie - budowa kadłuba trwała tylko 2 miesiące, a wyposażenie kilka razy dłużej.
Zapotrzebowanie na drewno było ogromne. Dochodziło nawet do wojen o drewno. Powstaję więc dwa zasadnicze pytania:
- skąd je brać,
- jak dostarczyć je do stoczni.
Holandia i Anglia zostały wylesione już we wczesnym średniowieczu - pozostawał więc import. Źródłem zaopatrzenia w drewno była Polska i Skandynawia. Hiszpania, Portugalia i Wenecja zaopatrywały się w basenie Morza Śródziemnego.
Przez kilka wieków magnackie rody w Polsce (właściciele większości lasów) bogaciły się na eksporcie drewna (i zboża - ale to inny temat). Kilkusetletnie dęby są dziś w Polsce wielką rzadkością i uznawane są za pomniki przyrody. Dziś, to co w przeszłości działo się z lasami nazwalibyśmy gospodarką rabunkową.
Do czasu wynalezienia kolei żelaznych, jedynym sposobem transportu drewna była droga wodna. Z całego dorzecza Wisły płynęły tratwy do Gdańska, a stamtąd drogą morską drewno transportowano do stoczni holenderskich i angielskich. Podobnie działo się w Skandynawii. Rosja posiadająca ogromne zasoby drewna była poza konkurencją bo nie miała portu na Bałtyku. No cóż, nie możemy być szczególnie dumni z tego, że Polska była zapleczem surowcowym dla wyżej technologicznie rozwiniętych krajów.
Budowa statku była niezwykle kosztownym przedsięwzięciem. Koszt budowy wspomnianego statku typu Indiaman wynosił ok. 100 tys. guldenów (w przeliczeniu w/g siły nabywczej ok. 1,8 mln euro). W ciągu swojego krótkiego żywota odbywały ok. 10 rejsów do Indii i często dalej do Chin. Potem przechodziły na zasłużoną emeryturę, ale nie wszystkie - co trzeci po drodze tonął.