Budowę zacząłem już jakiś czas temu i relacjonuję ja na "Konradusie", a że zalogowałem się na tym forum dziś czas na uzupełnienie relacji licząc na porady tak wytrawnych szkutników.
Jakiś czas temu pociągnęło mnie znów w stronę morza i zacząłem szukać materiałów na temat szkunera America - tego, który pierwszy wygrał słynne regaty nazywane od tego czasu Pucharem Ameryki.
Na rynku są dostępne dwa opracowania tego jachtu, a właściwie to jedno, gdyż drugie nawet nie leżało koło materiałów dotyczących tego pływadełka.
Pierwsze z nich - merytorycznie obce temu jachtowi - to wydanie Gomix-Fly MOdel nr 151. Niestety nie reprezentuje ono tego jachtu w najmniejszy sposób, no chyba tylko, że ma dwa maszty i pływa. Zaleta jest, że ten w miarę prosty model w skali 1:100 możemy kupić stosunkowo tanio i dodatkowo dostępny jest laserowo cięty szkielet oraz maszty. Niezły materiał dla początkującego szkutnika.
Drugie wydanie, znacznie droższe i rzadziej dostępne to publikacja Schreiber-Bogen zza Odry również w skali 1:100. Niestety pomimo znacznego zbliżenia się do oryginału niszczy efekt kreską niczym rysowany kredkami oraz prostymi rozwiązaniami, które psują efekt końcowy tego pięknego jachtu.
Oba opracowania jako nie spełniające moich i tak skromnych "wymagań" więc odłożyłem na półkę i rozpocząłem szukanie materiałów zarówno w sieci jak i poprzez fora i znajomych. Dzięki ponad półrocznej pracy udało mi się uzyskać nie tylko spory zasób informacji co do konstrukcji jachtów z tego okresu, ale również pozyskałem plany z archiwum zza oceanu. Swoje przemyślenia konsultowałem z dość dużą ilością osób zajmujących się modelarstwem szkutniczym, co niejako jest zrozumiałe, gdyż temat szkutniczy (a w dodatku z żaglami) dla mnie nieznany i musiałem go przegryźć aby jacht nie dostał czasem skrzydeł

Ale do brzegu - poniżej kilka fotek z budowy szkieletu. Oparty na tekturze 1mm z wklejonymi wzmocnieniami w okolicy masztu. Całość w miarę sztywna jak na 31 cm dlatego chyba, iż wręgi położone są zgodnie z liniami teoretycznymi odwzorowującymi faktyczne położenie ich w oryginale.
Zaczynam prace nad podposzyciem.
Poprawki wprowadzane są na bieżąco w trakcie budowy, więc mogą trafić się błędy - jak na pierwszą surówkę przystało. Jak zwykle u mnie surówka będzie w kolorze, co z tego wyniknie zobaczymy w przyszłości








No to jadziem dalej - tym razem pokład i podposzycie, ale wcześniej podkład słowno-muzyczny

Włodzimierz Głowacki w "Dziejach jachtingu światowego" (Wydawnictwo Morskie, Gdańsk 1983) na str. 74 podaje, że Poszycie wykonano z jasnego dębu grubości 76mm, pokład z żółtej sosny grubości 64mm. Całe dno, aż do wysokości 15 cm ponad linie wodną, obite zostało blachą miedzianą, kadłub zaś z zewnątrz pomalowano jednolicie farbą koloru ołowiu, a wewnątrz farbą białą." Dlatego też planując pokład wykonałem go z wykorzystaniem wypełnień jasnym drewnem. Zgodnie z panującą wówczas "modą" kołkowanie desek pokładu na łączeniach jest co piątą (być może przybijane były gęściej, ale wtedy pokład byłby cały w kropeczkach) i zaznaczyłem najważniejsze pola osprzętu pokładowego. Wiem, ze w trakcie klejenia będzie trzeba uzupełniać zaznaczenia, ale to z czasem.
Podpokład wydrukowałem na brązowym kartonie - raz, że był pod ręką a dwa, ze potem przyjdzie ciemne poszycie, wiec w razie szpar nie będzie widać aż tak bardzo białego pod spodem. Na poszczególnych płatach podposzycia orientacyjnie zaznaczyłem przebieg poszycia właściwego - to dla tych co by chcieli oklejać fornirem czy czymś innym. Łączenia zalane superglutem i przeszlifowane. Dodatkowo obustronnie doklejone wzmocnienie stępki na 0,5 mm tekturze.
Tak to wygląda na dzień dzisiejszy:






Prace nad poszyciem trwają.
Na początek burty - skoro malowane ołowiem to dałem prawie czarne. Poszczególne segmenty podzielone zgodnie z układem planek. Darowałem sobie jednak wyginanie, gdyż skoro dechy udało się zamocować to i te skrawki papieru też. Dla uwypuklenia kształtu naklejone na dodatkową warstwę kartonu a'la blok techniczny a łączenia przeciągnięte igłą. Rozpocząłem od dziobu i aż do samej rufy szło w miarę dobrze. Powstawały miejscami szparki 0,5mm ale to wina bardziej doginania segmentów - na płasko pasują. Trochę starej szpachli i czarnej farbki załatwiło sprawę. Do ostatniego segmentu na rufie dodałem po kilka milimetrów, które przy przyklejaniu pawęży rufowej dociąłem. System ten zastosowany został m.in. w Alercie Shipyardu i dobrze się sprawdza.
Poniżej linii wodnej blacha miedziana. Najbliższy papierniczy z dużym wyborem kolorowego papieru dał mi i blachę. Kupione 6 arkuszy okazało się aż nazbyt - wystarczą dwa. I tu również łączenie na styk w miejscach podziału blach po wcześniejszym pogrubieniu warstwą kartonu z bloku. Problem okazał się jednakże dużo poważniejszy niż przy plankach - krzywizna kadłuba robi swoje i dopasowywanie drukowanych próbnie w wersji black&white powtarzam po kilka razy. Szparki są - ale to już moja niedokładność i niestety niemożliwość ułożenia idealnie na styk. Efekt gorszy na zdjęciach niż w rzeczywistości. Podejrzewam, że lepszy szkutnik niż ja da sobie radę.
Niestety nie ustrzegłem się podstawowego błędu, którego efekt pokażę następnym razem...






Powoli czas myśleć o drewienkach i sznurkach od tych szmat. na początek pójdzie bukszpryt ze stengą. Niestety rozwiązania zastosowane w różnych modelach są na zasadzie - co model tak ma. Na planach jest tylko podwójny watersztag z systemem bloków i serc natomiast w wygooglanych modelach jak i na niektórych obrazach widać waterbaksztagi a czasami nawet delfiniaki... Niestety nawet w pływającej replice (jednej z trzech, których najmłodsza i najblizsza jest w Rostock'u i zwie się "Skythia") jest inaczej niż w planach, co można zobaczyć poniżej:
Ma ktoś może jeszcze jakieś inne dane na temat rozwiązań stosowanych w szkunerach końca XIX wieku? Albo jeszcze jeden nowatorski pomysł?

No i można uznać, że powoli należy myśleć o butelce szampana, gdyż kadłub obity deskami i blachą. Drobne szparki wypełnione delikatnie szpachlówką i zamalowane mieszanką akryli Valejo w zbliżonym kolorze. Całość potem przeciągnięta lakierem. Niestety na dwóch segmentach poszycia dennego zawaliłem sprawę, gdyż wziąłem nie ten klej i się z niego pomiędzy "blachą" a tekturą porobiły gruzełki i nie dało się tego rozwałkować :/ Załóżmy, że jacht natrafił na jakieś pniaczki w trakcie rejsu - wszak ocean przepłynął. Kadłubek dostał również ster jak i ornamenty dziobowe oraz orzełka na rufę. Przegląd planów zmusił mnie również do dorobienia na szybko kawałka poszycia na dziobie, co po wklejeniu i wyretuszowaniu nie rzuca się w oczy.
Czas brać się za wyposażenie pokładowe a w międzyczasie rozgryzać takielunek...






